Forum www.mjworld.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Victory or Death (fanfick)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mjworld.fora.pl Strona Główna -> Literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:25, 24 Lut 2011    Temat postu: Victory or Death (fanfick)

Pewnego wieczoru wpadł mi do głowy pewien pomysł, który od razu przelałam na papier. Kilka miesięcy później rozwinęłam koncepcję, i tak oto przed Wami pierwszy odcinek mojego opowiadania o Michaelu.
Muszę Was poinformować, że moje początki nie były zbyt dobre. Ale uporami się z pierwszymi odcinkami, a potem (mam nadzieję) będzie lepiej Smile

Początek listopada 1989, Neverland, Kalifornia
Wstałem o brzasku. Niewyspany, zszedłem na dół napoić się szklanką mleka. Schodząc do kuchni zastanawiałem się nad tym, dlaczego to akurat ja cierpię na częstą bezsenność. Wszedłem do pomieszczenia, a zważywszy na to, że było jeszcze dość ciemno ledwo widziałem zarysy poszczególnych przedmiotów. Otworzyłem lodówkę, z której wyłoniła się mglista poświata oświetlająca jej pustoszejące wnętrze. Wyjąłem mleko i wypełniłem nim do połowy, stojącą obok, szklankę, w której i tak pewnie nie zamoczę ust. Nie cierpię mleka, ale zawsze wmawiam sobie, że jest zdrowe i świetnie pomaga zwalczać "problemy".Alkohol podobno działa tak samo, ale ja rzecz jasna, go nie pijam. Postawiłem szklankę na blacie i pochyliłem się nad nią. Czułem się przygnębiony. Powoli zaczynało docierać do mnie, jak bardzo obarcza mnie rzeczywistość.
Powolnym ruchem ująłem szklankę w dłoń i kierowałem się ku wyjściu, kiedy przypomniałem sobie o nie domkniętych drzwiczkach lodówki. Głośno westchnąłem i zatrzasnąłem je.
Skierowałem swój wzrok na mały stolik, przy którym kiedyś tak chętnie i często jadałem podwieczorki. I nagle... przypomniał mi się sen dzisiejszej nocy.
Byłem sam, na bliżej nieokreślonym terenie przypominającym pustynię. Była noc. Księżyc w pełni oświecał mi drogę a ja stałem w miejscu. Byłem czymś bardzo zaintrygowany, bo skupiłem swoje myśli tylko na tym, nie zwracając uwagi na wchodzące na mnie skorpiony. Kiedy zorientowałem się, że obłażą moje ciało, zacząłem wrzeszczeć i biec przed siebie zrzucając je. Gdy się ich pozbyłem dostrzegłem zarys siedzącej postaci, przy moim małym, kuchennym stoliku. Sylwetkę drobnej kobiety, której wzrok utkwił w moich źrenicach. Jej blond, ,jedwabisty wodospad włosów opadał na plecy. Piwne oczy patrzyły na mnie znajomo, jakby chciały coś przekazać, a wąskie, blado-czerwone, usta ani razu nie wypowiedziały ani jednego słowa. Trzymała w ręku białą różę, mój ulubiony kwiat. Patrzyła na nią pożegnalnym wzrokiem, położyła na stoliku i..odeszła. Widziałem, jak płynnie kierowała się ku, już wtedy, wschodzącemu słońcu. Nie pobiegłem za nią. Wiedziałem, że wróci. Wróci, bo będę jej potrzebował.
I oto cały mój sen. Muszę się nad nim bliżej zastanowić. Do kuchni weszła Mary, moja kucharka i zarazem dobra przyjaciółka
-Cześć, Michael. Jak się spało? Z tego co widzę to musisz chyba wcześniej chodzić spać. Wiesz, że nie wolno ci się przemęczać, musisz jeść zdrowsze posiłki i...
-Mary - codziennie ta sama gadanina – Ja już chyba nie mogę jeść zdrowszych posiłków. Nie jestem małym dzieckiem i wiem co mam robić. Rozumiem, że boicie się o mnie, ale umiem o siebie zadbać. Naprawdę. - Wziąłem jabłko ze stołu i nadgryzłem je – Nie przygotowuję się do maratonu olimpijskiego, choć czasem po koncertach czuję się, jakbym właśnie taki przebiegł – na jej twarzy malowało się zmieszanie – chodzi mi tylko o to, że czuję się po nich spełniony i szczęśliwy. Koncertowanie to moje życie, a wy nie możecie wyznaczać w nim ciągłych reguł. Z resztą, trasa jakiś czas temu się skończyła, więc dajcie mi trochę luzu.
-Dobrze, przepraszam. Więc co chcesz dzisiaj zjeść na śniadanie?
-Zjem...gofry!
-Gofry?Conrad ostatnio mówił...
-Wiem co mówił. Twierdzi, że codziennie muszę jeść coś, co nie ma smaku. Może i jest zdrowe, ale ja też od czasu do czasu potrzebuję zjeść coś treściwego, co nie przypomina błota, więc proszę Cię, zrób mi gofry. -Ja w tym czasie się przebiorę.
Założyłem luźne, czarne spodnie i ciemno-zieloną, flanelową koszulę. Położyłem się na łóżku i starałem się zrozumieć mój sen. W sumie, to ludziom śnią się różne, dziwne rzeczy, więc nie powinno to być niczym dziwnym – pomyślałem. Jednak ta myśl wcale mnie nie uspokoiła.
Na tym samym stole, przy którym „siedziałem” z nieznajomą , czekały na mnie trzy gofry: dwa z malinami i jeden z polewą toffie. Postanowiłem, że zjem w salonie. Mój wzrok skierował się, znowu, na mały stolik w kuchni.
-Byłbym zapomniał! Pamiętasz, że jutro jedziesz do szpitalika dziecięcego? - tak, Wayne potrafi zaskakiwać.
-Wayne – przerwałem mu, jak zwykle – przecież wiesz, że nie zapomnę. NIGDY bym tego nie zrobił.
-Jestem Twoim menedżerem i moim obowiązkiem jest przypominać Ci o takich sprawach.
-Dobra, dobra. Powiedz Mary, że robi najlepsze gofry na świecie. Ja pójdę coś poczytać.
Mówiąc „coś” miałem na myśli konkretny rodzaj literatury. Poszedłem do biblioteki w celu znalezienia książki, która wyjaśni mi mój nietypowy sen. Fantastyka – nie, wiersze – nie, baśnie – kuszące, ale niestety nie. Chodziłem pomiędzy regałami ponad godzinę, finalnie wybierając trzy książki z zakresu ”Zdolności umysłu”. Wyciągnąłem z półki :”Twoja Świadomość”, „Tajemnice snów” i „ Twoja podświadomość – to o czym śnisz”. Byłem zły na siebie, że moja ”kolekcja” na ten temat jest tak uboga. W przyszłości muszę powiększyć swoje zbiory.
Tak jak myślałem, książki niestety nie pomogły wytłumaczyć mego snu. Sam muszę nad tym pomyśleć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Pią 14:00, 25 Lut 2011    Temat postu:

Bardzo fajne. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Nie 19:01, 27 Lut 2011    Temat postu:

kiedy następny odcinek?Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:11, 27 Lut 2011    Temat postu:

A nawet teraz Smile

Tej nocy znowu się rozbudziłem i zszedłem na dół. Nie mogłem sobie przypomnieć sobie mojego snu, ale wiem, że na pewno Ona nie brała w nim udziału. Skierowałem wzrok na mały stolik, przy którym razem siedzieliśmy. Usiadłem przy nim. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ja siedziałem przy małym, kuchennym stole, gniotąc chusteczki higieniczne i myśląc, że się zjawi i powie mi o co chodzi. Ten sen nie dawał mi spokoju. Zdecydowałem jednak pójść na górę, wyspać się i być wypoczętym na jutrzejszą wizytę w szpitalu.
Wayne obudził mnie, jeśli można to tak w ogóle nazwać, po prostu zwlókł mnie z łóżka o siódmej na dranem , twierdząc, że jeśli zaraz nie wstanę to z moją karierą koniec. On często panikuje. Mimo tego, bardzo go lubię. Pamiętam, kiedy pierwszy raz go spotkałem. I wtedy, już na całe życie wiedziałem, że nie ocenia się ludzi, ani po pozorach, ani po wyglądzie. Ocenia się po oczach. Odziany był w czarne, obcisłe ubranie, które podkreślało jego umięśnione ciało. Z pozoru wydawał się bardzo brutalny, ale jego wzrok mówił co innego. Oczy były tak łagodne - od razu wiedziałem, że to On zajmie miejsce mojego ochroniarza, a zaraz potem menedżera. Ale zaraz może to miejsce stracić, jeśli nie przestanie się na mnie wydzierać.
-15 minut spóźnienia! Za ten czas zdążyłbyś się już ubrać! - biadolił, a ja w tym czasie narzuciłem na siebie moją ulubioną, fioletową koszulę i czarne spodnie, które wczoraj zostawiłem na podłodze – Pomyśl sobie co by się stało jakby pilot samolotu się spóźnił! Albo ja.
Dałbyś nam wtedy taki ochrzan, że popamiętalibyśmy Cię na całe życie. Z resztą i tak będziemy Cie pamiętać, bo przecież jesteś naszym pracodawcą... - peplał dalej, zapominając od zaczęła się ta gadanina, a ja już zdążyłem umyć zęby i uczesać włosy – Pracodawcą, który smacznie wyleguje się w łóżku, bo nie pomyśli o tym, że... - spojrzał na posłanie – Michael...?
-Wayne, chyba tracimy przez Ciebie czas? - powiedziałem sarkastycznie ze znaczącym uśmiechem na twarzy.
-Nawet mnie nie wkurzaj – powiedział, ale wiedziałem, że nie jest na mnie zły. Jest po prostu nerwowy. - za pięć minut na dole – dodał.
-Za pięć minut. - potwierdziłem.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły podążyłem w kierunku łazienki zrobić sobie...makijaż. Za każdym kiedy zabieram się do wykonywania tej czynności czuję się dziwnie.
Nie chodzi już o samą chorobę, bielactwo, ale o bzdury, jakie ludzie wypisują na mój temat w gazetach. Nie mogę rano zwyczajnie siąść przy śniadaniu i czytać gazetę, w której piszą, że nie mogę żyć normalnie, bo spędzam za dużo czasu w komorze tlenowej, albo ciągle poprawiam swój nos. I tak zaczyna zataczać się błędne koło, które jak na razie nie ma zamiaru przestać się kręcić. Po prostu nie mogę tego zrozumieć.
Nałożyłem kosmetyki, tak jak uczyła mnie Karen, moja kosmetyczka. Byłem gotowy. Dzisiaj jadę odwiedzić szpital dziecięcy.
Na zegarku godzina 7.40, niezbyt dużo czasu. 10 minut temu miałem jeść śniadanie
Zszedłem do kuchni. Znowu gofry! Ale tym razem dwa, no tak, przecież mogę „przytyć”... pośpiechu zjadłem śniadanie i udaliśmy się do samochodu, który czekał przed bramą, aby nas zawieść do szpitala.
Siedziałem oparty o szybę samochodową. Z nieba leciały obfite krople deszczu. Na szkle powoli zaczęły osiadać krople wody, a ja obserwowałem jak się „ścigają”.
-Mike, wszystko gra?
-Po prostu... na myśl o tych dzieciach robi mi się smutno. Tak bardzo jest mi ich żal. Tak bardzo chciałbym je wszystkie uszczęśliwić, zabrać do Neverlandu i się z nimi bawić. Chciałbym..chciałbym mieć prawdziwą rodzinę, Wayne.
Zrezygnowany spuściłem głowę w dół.
-Nie wolno Ci się załamywać. Kiedyś na pewno założysz rodzinę. Musisz być po prostu cierpliwy. No, już. Nie rozmiękaj, Mike. Dzieci nie mogą Cię zobaczyć w takim stanie. Czy to nie Ty im zawsze powtarzasz, że wystarczy tyko uwierzyć, a wszystko jest możliwe? Teraz Ty, uwierz we własne słowa.
Wayne miał rację. Nie mogę zawieść tych dzieci, one na mnie liczą.
Podjechaliśmy pod szpital. Zaczęło się rozpogadzać. Przestało padać, a słońce powoli przebijało się przez chmury. Wayne i ja weszliśmy do środka, a ochroniarze wzięli paczki z zabawkami. Pielęgniarka prowadziła nas w stronę sal, w których przebywały dzieci. To nie pierwszy raz, kiedy odwiedzam szpital, ale za każdym razem czuję się tak samo szczęśliwy i zarazem smutny. Wszedłem do sali i ujrzałem dzieci. Piękne, małe istoty, zesłane nam od Boga. W ich oczach dostrzegłem iskierkę nadziei na lepsze jutro. Chciałbym im zapewnić pewność tej nadziei. Widać było, że są trochę poddenerwowane. To nic. Wziąłem jedną paczuszkę od Paul'a i wręczyłem dziewczynce, która nawet po odebraniu prezentu, nie spuszczała ze mnie wzroku. Kiedy rozdałem zabawki, dzieci zaczęły się otwierać na moją obecność i wspinać mi się na kolana. Razem się śmialiśmy i bawiliśmy. Brałem je na kolana i łaskotałem, a niektóre z nich zasypiały w moich rękach. Gdyby na świecie nie było dzieci umarłbym. Świat bez dzieci jest jak niebo bez gwiazd. Dlatego codziennie dziękuję za nie Bogu i modlę się o ich szczęście i bezpieczeństwo. Kocham dzieci, bo nie mają takich sceptycznych poglądów na świat jak niektórzy dorośli ludzie.
Niestety, moja wizyta dobiegła końca i musiałem pożegnać się z moimi małymi, nowo poznanymi przyjaciółmi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Nie 19:20, 27 Lut 2011    Temat postu:

Wspaniałe ! Very Happy Sama to wymyślasz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:23, 27 Lut 2011    Temat postu:

.LoveYouMichael. napisał:
Wspaniałe ! Very Happy Sama to wymyślasz?

Owszem. Zauważyłam, że w tych starszych odcinkach (które tutaj wstawiam) jest masa błędów, ale jak już mówiłam, później będzie lepiej. Akcja na pewno się rozwinie... ;>
Tobie również polecam spróbować. Może coś Ci wyjdzie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wendy dnia Nie 19:26, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Nie 19:30, 27 Lut 2011    Temat postu:

A ja nawet nie zauważyłam tych błędów Wink Naprawdę, bardzo mi się podoba !Very Happy
Nie wiem czy miało by mi coś wyjść.. Może spróbuję (?)Smile Ale Ty to robisz na faktach, w sumie to dziwne pytanie xD. Musiałabym się zastanowić gdzie ta moja historia miałaby miejsce Smile Może masz jakąś propozycje ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:15, 27 Lut 2011    Temat postu:

Czy to jest na faktach? Cóż, nie do końca. Tylko Michael, Nevelrnad i ewentualne wydawanie albumów oraz "świta" MJ'a są "na faktach". Reszta to fikcja - w końcu to fanfiction Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Pon 14:47, 28 Lut 2011    Temat postu:

Rozumiem Wink Myślę, że możesz nawet napisać książke Very Happy Bo wspaniałe są te ' odcinki ' Smile A mogłabyś mi doradzić gdzie mogło by się odgrywać ' to wszystko ' ? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:21, 28 Lut 2011    Temat postu:

Dzisiaj nieco dłuższy odcinek Smile

Droga do domu była krótka. Po otwarciu drzwi wejściowych pobiegłem na górę i padłem na łóżko. Była pora popołudniowa i jedyne co dziś robiłem to bawiłem się z dziećmi w szpitalu, co można nazwać przyjemnością, ale mimo tego czułem się jakbym przebiegł całą Kalifornię w biegu maratońskim. I przegrał. Usnąłem.
Tym razem śniła mi się malutka wysepka na środku oceanu. Była tak mała, że mieściłem się na niej tylko ja, Ona i jedna palma. Na domiar złego wysepka cały czas zmniejszała się - „pochłaniał” ją ocean, który zdążył już zatopić palmę. Zostaliśmy tylko we dwoje. Któreś z nas musiało zginąć. Wtedy Ona wyjęła zza siebie jakąś książkę i podała mi ją, miała taki sam wyraz twarzy jak poprzednio – wyraźnie chciała coś przekazać, a potem dobrowolnie wskoczyła do wody. Nagle wyspa przestała się zmniejszać, ocean się uspokoił i palma stała na swoim miejscu. Tylko po niej nie było nigdzie ani śladu..
Obudziłem się późnym rankiem. Moje myśli były całkowicie zmieszane. Jeszcze nie poradziłem
sobie z ostatnim snem, a już następny nie chce przestać mnie dręczyć. Podszedłem do komody w celu znalezienia ubrania. Pod stosem papierów dostrzegłem skrawek okładki książek. Moja ciekawość sprawiła, że sięgnąłem po nią i rozsypałem stos na podłogę. Książka nosiła tytuł „ Życie usypane białymi różami”. Przecież to książka, którą Wayne wybrał, abym czytał dziewczynie w śpiączce...Nie przejąłem się nią bardzo i nie zauważyłem zbiegu okoliczności związanym z moimi snami. Wizyta u dziewczyny leżącej w śpiączce nie była dla mnie do końca jasna. Wayne powiedział, że ludzie w takim stanie słyszą głosy z zewnątrz i dlatego często się im czyta. Mary stwierdziła, że dobrze mi zrobi kontakt z taką osobą. Nie rozumiem tylko dlaczego do czytania wybrali właśnie mnie. Nie czułem się tym obarczony, nic z tych rzeczy. Nurtowała mnie po prostu sama decyzja. Byłem bardzo ciekaw jak ta dziewczyna wygląda, ale o tym przekonam się dopiero jutro. Kiedy odwiedzę ją w szpitalu.
NASTĘPNY DZIEŃ
-Michael, człowieku! Ja rozumiem, że Ty jesteś gwiazdą i w ogóle, ale wizyta na wyznaczoną godzinę to wizyta na wyznaczoną godzinę, a nie na godzinę później! Także radzę Ci pospiesz się, bo pojedziemy bez Ciebie!
Jasne, pojadą na wizytę, na której, powiedzmy sobie szczerze, jestem najważniejszy, beze mnie. Spóźnimy się tylko przez to, że nie mogę znaleźć tej cholernej książki, którą wybrał Wayne. Jest, mam ją!
-O, jesteś! Nie za wcześnie? No wiesz, dopiero kwadrans po umówionej godzinie, to wiesz jeszcze kawę zdążysz wypić.
-Szczęśliwi czasu nie liczą.
-I widać jakie są tego skutki.
-Jedziemy?
Co ja z Tobą mam... Jedziemy, jedziemy!
Ruszyliśmy. Przez całą drogę nie wypowiedziałem ani słowa, myśląc o dziewczynie. Fakt, że szpitale odwiedzam często jest wszystkim znany, ale nigdy nie odwiedzałem osoby leżącej w śpiączce. To dla mnie nowe doświadczenie, zarówno jak i lekki stres. Nie wiedziałem co się stanie kiedy wejdę do sali. Czy lekarz zostanie w sali i będzie natrętnie obserwował każdy mój ruch, czy zostawią mnie w sali samego, zdanego tylko na siebie ? Nie miałem pojęcia co się wydarzy. Dane mi było po prostu czekać.
Podjechaliśmy pod budynek, który w bliskiej przyszłości miał stać się częstym miejscem moich odwiedzin. Coraz bardziej się stresowałem, choć sam nie wiem czemu. Po wejściu do szpitala, wjechaliśmy windą na górę. Wszędzie pachniało szpitalem, środkami dezynfekującymi, odświeżaczami powietrza i mieszanką chorób. Wąskim korytarzykiem przeszliśmy do drzwi numer trzy. Następny korytarz, tym razem większy, łączący razem inne sale. Przy jednej z nich stał lekarz, który przyglądał mi się bacznie, a kiedy podszedłem bliżej, wyrecytował listę instrukcji. To ona potrzebuje mojej pomocy, a nie na odwrót. Nie przybywam tutaj, aby płakać i się jej żalić. Przychodzę jej pomóc. Jeśli nie potrafię się temu podporządkować mogę darować sobie składanie wizyt. Wydawało mi się jakbym przyszedł odwiedzić osobę chorą. Nie, leżąca w śpiączce. Choć przyznam, że czułem się zmieszany jego słowami. Widać było, że nie zajmuje się medycyną od wczoraj. Jego zmęczona twarz świadczyła o tym, że ma około pięćdziesięciu lat. Prowadził nas nie odzywając się już więcej ani słowem i zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami na końcu korytarza. To pewnie tutaj. Za drzwiami najprawdopodobniej leżała dziewczyna, która czekała na moją wizytę. Otworzył drzwi i dał pielęgniarce znak, żeby wyszła. Posłusznie wykonała jego polecenie. Gestem ręki wskazał, abym wszedł do środka. Sala szpitalna wyglądała zwyczajnie, ale dziewczyna jakoś dziwnie znajomo...
W mojej głowie wspomnienia pędziły jak oszalałe, a ja uświadomiłem sobie, że stoję przed przed odpowiedzią na moje ostatnie pytania. Stałem przed leżącą dziewczyną, która wyglądała jakby przed chwilą zasnęła ze zmęczenia i za chwilę miała się obudzić. Nie wierzyłem własnym oczom. Osoba z mojego snu, to dziewczyna w śpiączce, której mam czytać!
-Wszystko w porządku, panie Jackson? - to słowa lekarza. Najwidoczniej za długo się nie odzywałem.
-Tak, tak. W jak najlepszym.
-To świetnie, bo chciałbym uniknąć niepotrzebnych komplikacji w związku z pana wizytą. Chciałbym wytłumaczyć panu po co się pan tutaj znalazł...
-Jestem Michael - przerwałem mu. Chciałem zawrzeć z nim przyjacielskie stosunki, bo poczułem, że będę się tu pojawiał coraz częściej.
-Wiem. Tak więc, jak pan wie, znalazł się pan tutaj z powodu kobiety leżącej na owym łóżku. Mam nadzieję, że został pan również poinformowany o stanie pacjentki, nieprawdaż? - najwyraźniej nie chciał odnosić się do mnie po imieniu. Przytaknąłem na jego słowa. - Kobieta, przed którą pan stoi, leży w śpiączce już od ponad dwóch lat. - nastała cisza. Najwidoczniej zastanawiał się czy coś dodać lub czy nie powiedzieć za dużo – Przez tą salę przewijało się dziesiątki osób próbujących jej pomóc czytając, grając na instrumentach, śpiewając... Pan jest tylko kolejną osobą, która niestety nic to nie wskóra. Widzi pan, osoby leżące w śpiączce słyszą głosy z zewnątrz, ale żyją w swoim świecie i nie zawsze chcą wrócić tutaj, do nas.
Nic więcej nie chciał mówić. Stwierdził chyba, że nie potrzebuję więcej informacji.
-A...A jak ma na imię? - zapytałem nieśmiało
-Constance. Ma na imię Constance. Zostawię was samych. Proszę pamiętać, że nie wolno panu dotykać tego, czego mogą dotykać osoby tylko do tego uprawnione. Może pan zacząć robić swoje.
Wyszedł. Całkowicie zapomniałem o Waynie, który stał pod oknem.
-Czy mógłbyś... - zwróciłem się do niego.
Bez słowa dał mi książkę i wyszedł. Tak było lepiej. Siadłem na krześle, przyszykowanym dla mnie koło łóżka Constance. Jeszcze raz się jej przyjrzałem czy aby na pewno się nie mylę. Tak, to na pewno była ona.
-Cześć. Jestem Michael i przyszedłem Ci poczytać – to dziwne, ale czułem się jakbym mówił do małego dziecka. Sięgnąłem po książkę, ale kiedy ją otworzyłem od razu wiedziałem, że nie przeczytam ani strony. - Pewnie wiele razy o mnie słyszałaś... Jestem tym samym Michaelem Jacksonem, którego brukowce odziewają w steki bzdur, a połowa społeczeństwa mimo wszystko w to wierzy. Słyszałaś pewnie o pogłosce, mówiącej, że mam zamiar kupić kości człowieka słonia? Jest tak samo głupia jak ta o komorze tlenowej. Nie rozumiem, dlaczego traktują mnie jak osobę inną, odizolowaną i nienormalną. Jestem tak samo zwyczajnym człowiekiem, jak każdy. Korzystam z toalety, choć muszę przyznać, iż mimo tej oczywistości zostałem o to kiedyś zapytany, miewam problemy i niejasności, kłócę się z ludźmi z mojego otoczenia, czasem też...czasem miewam tremę – wyobrażam sobie dziennikarza, któremu to wyjawiam. Oczy pewnie wyszłyby mu na wierzch – Wiem, że dziwnie to brzmi, ale naprawdę czasem tak jest. Zwłaszcza kiedy muszę udzielić wywiadu, czy coś w tym rodzaju. Wszystko jednak się kończy kiedy wchodzę na scenę. Widzę setki tysięcy fanów, czekających na mój występ. A kiedy show się zaczyna całkowicie tracę nad sobą panowanie. Wsłuchuję się w rytm muzyki i zaczynam śpiewać i tańczyć. To niesamowite uczucie. Kocham koncertować...
-Michael, czas na nas. - Do sali wszedł Wayne.
Faktycznie, na zegarku widniała godzina piętnasta. Czas zleciał bardzo szybko.
-Już idę. Daj mi chwilkę. - powiedziałem, bo nie miałem zamiaru wychodzić bez pożegnania. Wayne wyszedł i znów zostawił mnie samego w sali. Odwróciłem się do Constance i spojrzałem na jej piękną twarz.
-Obiecuję Ci, że wrócę. - powiedziałem.
Do sali niespodziewanie wszedł lekarz.
-Na co się pan tak patrzy? Lekarz w szpitalu to takie dziwne zjawisko? - spytał z irytacją
-Nie. Po prostu zastanawiałem się nad tym...czy mógłbym przyjść jeszcze raz...? - zapytałem niepewnie
-Jeszcze raz? Tutaj?
-Czy Michael Jackson w szpitalu to takie dziwne zjawisko? - powiedziałem żartobliwie, ale chyba jeszcze bardziej go rozzłościłem.
-Sugeruje pan kolejne spotkanie w tym szpitalu? Nie wie pan z czym to się wiąże? Musieliśmy dzisiaj zamknąć ten oddział, aby nie wtargnęły tutaj tłumy pańskich wielbicieli. Wyobraża sobie pan, jakby funkcjonował ten szpital przy pana częstszych wizytach?
-Jeśli chodzi o moich fanów to jestem gotowy do poświęceń. Często odwiedzam ich w szpitalach, rozmawiam z nimi i...
-Pytam jak sobie pan wyobraża funkcję szpitala – przecedził przez zęby.
-Chcę przyjść jeszcze raz dla dobra Constance.
-To nie odpowiedź na moje pytanie!
-Na zadane pytanie nie zawsze zyskuję się odpowiedź, którą by się chciało usłyszeć. Ja nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie...
-Odezwiemy się do pana, panie Jackson. - uspokoił się.
-Dziękuję. Do widzenia.
Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech; może naprawdę wyrażą zgodę na moje częstsze spotkania? Czułem, że między mną, a tą dziewczyną zaczyna się tworzyć niewidzialna więź, zbliżająca nas do siebie. Nie sądziłem jednak, że moje wizyty tak utrudniają funkcjonowanie szpitala.
Pielęgniarka wyprowadziła mnie przez tylne wejście, gdzie czekał na mnie Wayne. Weszliśmy do samochodu.
-Chcę tu przyjechać jeszcze raz. - oznajmiłem, bez owijania w bawełnę.
Nie odzywał się przez kilka minut.
-Michael, ja nie wiem czy to... czy to dobry pomysł. Wiesz jak mogą zareagować lekarze. Nie koniecznie się zgodzą, tylko dlatego, że znają Cię jako Michaela Jacksona...
-Rozmawiałem z jednym z nich. Powiedział, że dadzą znać.
-Rozmawiałeś z tym, który „zapoznał” Cię z Constance?
Przytaknąłem.
-To Marshall Stone.
-Znam milszych ludzi...
-Faktycznie, nie jest taki, jak lekarze z filmów... Więc pozostaje nam tylko czekać aż się odezwą.
-Mam nadzieję, że to załatwisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
.LoveYouMichael.




Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Wto 22:52, 01 Mar 2011    Temat postu:

Piękny odcinek Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:25, 06 Mar 2011    Temat postu:

Nie miałem ochoty nic robić w domu. Leżąc na łóżku rozmyślałem o Constance. Przypomniały mi się słowa lekarza Stone'a: "Pan jest tylko kolejną osobą, która niestety nic to nie wskóra." Jak lekarz może mieć w sobie tak mało wiary? Dlaczego nie wierzy we mnie i w moje słowa? W jego oczach jestem tylko pysznym gwiazdorem, który ma do odhaczenia wizytę w szpitalu. Nie rozumie, że nie robię tego dla popularności i pieniędzy. Robię to dla ludzi, którzy potrzebują mojej pomocy.
Mijały długie dni - ja wciąż jeździłem do Constance i opowiadałem jej o swoim życiu. Do tego czasu nie miałem takiej wiernej przyjaciółki, nie licząc Elizabeth. Wyjawiłem Constance połowę swojego życia, i poczułem się znacznie lepiej. Wiedziałem, że taki, kto mnie wysłucha i zatrzyma wszystko dla siebie. Choć bardzo chciałem z nią zamienić przynajmniej jedno słowo.
Pewnego popołudnia, opowiadając Constance o natchnieniu do piosenki Billie Jean, do sali wszedł mężczyzna. Drobnej postury, o ciemnej cerze i czarnych, niezbyt długich włosach, trzymał w ręku białe róże. Nie zauważył mnie, bo stałem przy małym oknie, tyłem do dziewczyny. Podszedł do łóżka i z troską przyglądał się Constance. Przyglądałem się tej scenie, trwającej zaledwie pół minuty, kiedy spostrzegłem leżące na ziemni, białe róże. Podniosłem je i włożyłem do wazonu z wodą.Mężczyzna jak wyrwany z transu odskoczył od niej, już miał coś powiedzieć, kiedy mu przewałem.
-Dzień dobry. - uśmiechnąłem się. Byłem zadowolony, bo po raz pierwszy miałem okazję porozmawiać z kimś, kto jest bliski Constance.
-Dzień do... - w tym momencie chyba zdał sobie sprawę, że stoi przed nim ktoś, kogo obecność w tym pomieszczeniu była raczej niespotykana.
-Jestem Michael.
-Wiem, kim pan jest.
-Mów mi Michael.
-Oczywiście. - biła od niego powaga. To dość nietypowe w przypadku spotkania z powszechnie znaną osobą.
-A ty jesteś....
-Jestem Matt. Brat Constance
-Miło mi Cię poznać, Matt. Cieszę się, że mam przyjemność rozmawiać z kimś, kto jest bliski Constance.
-Mnie również jest miło.
-Posłuchaj...jeśli to nie będzie problemem to chciałbym, żebyś opowiedział mi o Constance.
***
Constance urodziła się dziewiątego listopada 1965 roku. Jest moją młodszą siostrą i zarazem jedyną jaką mam. Nigdy nie była łatwym dzieckiem. Rodzice mówili na nią „magnes na kłopoty”, choć z czasem sami zwykli nazywać tak siebie nawzajem. Nie mogła znieść kłótni rodziców, a później ich rozwodu. Constance miała trzynaście lat kiedy postanowili się rozwieść i osobno zacząć nowe życie. Nigdy nie była szczególnie przywiązana do żadnego z nich, ale nie mogła, ani nie chciała dopuścić do siebie myśli, że któregoś z nich nie będzie u jej boku. Zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż dotychczas i nikt nie potrafił jej pomóc. Byłem załamany jej stanem, ale twierdziła, że sobie poradzi. Była i jest osobą, która ma bardzo silną wolę. Musiała znieść przeprowadzkę do nowego miejsca i nowych rówieśników. Sąd przykazał opiekę nad nami naszej mamie, która twierdziła, że jej życie będzie nową przygodą w nieznane. Chciała udowodnić wszystkim dokoła, że nie potrzebuje nikogo, kto będzie ją kochał. Twierdziła, że poradzi sobie sama, że nie potrzebuje niczyjej pomocy ani wsparcia. Pomyliła się po raz kolejny. Pięć lat później, kiedy myślałem, że Constance sobie ze wszystkim poradziła i poukładała życie na nowo, jej cierpienie pogłębiło się jeszcze bardziej. Nasz ojciec John popełnił samobójstwo. Constance nie panowała nad sobą w tamtym czasie. Nie wpadła w depresję typową dla człowieka, który stracił członka rodziny. Winę zrzuciła na matkę i uciekła z domu. Nie mieliśmy z nią kontaktu, nie wiedzieliśmy gdzie jest ani co się z nią dzieje. Wszyscy się martwiliśmy. Pewnego dnia, którego miałem wybrać się na policję aby zgłosić jej zaginięcie wróciła do domu. Znalazłem ją w jej pokoju przeszukującą całe pomieszczenie. Starałem się z nią porozmawiać, dowiedzieć się gdzie była i co się z nią działo. Wpadła w furię. Zaczęła rzucać wszystkim, co miała pod ręką i krzyczeć. Byłem przerażony. Jej oczy były niewyraźne, a ciało całe się trzęsło. Rzuciła się na mnie, a potem uciekła. Znowu. Tym razem nie dawała o sobie znaku przez ponad miesiąc. Wróciła kiedyś do domu naćpana, bo nie miała już pieniędzy na używki. Zorientowałem się wtedy, że to jest jej sposób na poskramianie bólu. Nie mogłem pozwolić na to, żeby stoczyła się na dno raz jeszcze. Wysłałem ją na odwyk, ale wróciła i brała jeszcze więcej. Nie mogłem jej niczego zabronić, była pełnoletnia. Postanowiła, że wyjedzie z miasta. Wyjechała do Los Angeles w poszukiwaniu nowego życia. Wróciła załamana, zapłakana i brała jeszcze więcej. Miała złamane serce, ale do dzisiaj nie dowiedziałem się kto jest tym draniem, który jej to zrobił. Przestała widzieć jakikolwiek sens we wszystkim dookoła. Z czasem przestała widzieć również sens w życiu. „Mam dwadzieścia dwa lata. Wszystko, co dobre już dawno jest za mną. Co mam do stracenia? Co mam do zyskania? Miłość? Mam złamane serce, do cholery! A mężczyznę, który mi to zrobił kocham nadal.” zwykła mawiać kiedy starałem się nawiązać z nią jakikolwiek kontakt. Mogłem pytać o cokolwiek, a ona zawsze mówiła, że nic nie ma sensu. Byłem na nią wściekły, ale nie mogłem nic poradzić. Mama zdała sobie sprawę, że rozwód był największym błędem jej życia i wyjechała. Opuściła nas raz na zawsze, chcąc spełnić swoją ideę przygody w nieznane. Constance postanowiła zakończyć swój żywot tutaj, na ziemi siódmego sierpnia1989 roku. Nafaszerowała się środkami nasennymi i pełna nadziei na upragniony koniec położyła się spać. Tamtego dnia postanowiłem porozmawiać z nią na poważnie. Zbliżały się jej urodziny i chciałem zorganizować coś, co ją ucieszy i napełni optymistycznym spojrzeniem na świat. Wszedłem do jej pokoju. Usiadłem na skraju łóżka, wziąłem głęboki wdech a ona powiedziała „Kocham Cię”. Potem zabrała ją karetka. Lekarze stwierdzili przedawkowanie środków nasennych, które zapewne było celowe. Powiedzieli, że nie umrze wcześniej niż za tydzień. Szpital, w którym znajdowała się Constance stał się w tamtym czasie dla mnie miejscem, w którym znajdowałem się częściej niż we własnym domu. Minęło sporo czasu, więcej niż tydzień, a ona wciąż jest tutaj z nami. Wciąż oddycha. Jedyne czego nie chce, to wrócić z powrotem do rzeczywistości, która jest przyczyną jej obecnego stanu.

Dzisiaj jest dziewiąty listopada 1989 roku. Wszystkiego najlepszego, Constance.*

* Wtedy Matt spotkał się z Michaelem i opowiedział mu o Constance.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fucking god.
abc, you & me.



Dołączył: 02 Maj 2011
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pandemonium.

PostWysłany: Wto 14:06, 03 Maj 2011    Temat postu:

Koni, już Ci wcześniej pisałam, że jesteś mistrzem. Mało kto potrafi tak operować słowami jak Ty. <3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wendy
heal the World!



Dołączył: 20 Lut 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:39, 06 Maj 2011    Temat postu:

Iza, strasznie Ci dziękuję, bo Twoja opinia jest dla mnie naprawdę bardzo ważna!
Ktokolwiek to jeszcze czyta...

Kolejna nieprzespana noc. Dlaczego czas dłuży się tak niemiłosiernie? Dlaczego sen nie nadchodzi i nie przywołuje pięknej dziewczyny o piwnych oczach i długich, blond włosach? Constance. To ona zaprząta wszystkie moje myśli. To ona postanowiła odwiedzać mnie w snach i zmienić moje życie. To na jej choć jedno słowo czekam wytrwale.
Opowieść Matt’a dała mi wiele do myślenia. „Nie bierz jej proszę za narkomankę. To było dość modne… ona taka nie jest…” powiedział przerywając niezręczną cisze po wyjawieniu mi prawdy o dziewczynie w śpiączce. Nie wiem jaką miałem minę po usłyszeniu opowieści, ale pewnie poczuł, że musi czymś usprawiedliwić próby samobójstwa swojej siostry. Jej życie nie było ciekawe, to fakt. Ale nigdy nie można się poddawać! Powinna walczyć dalej, zmienić je i żyć pełnią życia. Tymczasem ona postanowiła odejść… Poczułem nagłą potrzebę zobaczenia Constance i powiedzenia jej o tym, że moje życie, choć ciągle natarczywie i złośliwie nadszarpywane przez media, jest piękne i przepełnione miłością.
Bobby przywiózł mnie do szpitala i wprowadził tylnym wejściem do budynku. Spotkałem tam tę samą pielęgniarkę, która była w sali Constance podczas mojej pierwszej wizyty.
- My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Michael.
- Wiem kim jesteś. Jestem Michelle. - podaliśmy sobie dłonie. - Co Cię tu sprowadza? - patrzyła na mnie dziwnie. Czyżby nie pamiętała, że odwiedzam Constance? Postanowiłem nie odpowiadać. Uśmiechnąłem się i poszedłem korytarzem do sali, w której przebywała Constance. Starałem ubrać i wystylizować się tak, aby nikt mnie nie poznał, ale ludzie i tak dziwnie na mnie patrzyli. Przyspieszyłem kroku. Nareszcie. Jestem już pod salą. Delikatnie nacisnąłem klamkę i popchnąłem drzwi. Moim oczom ukazało się pościelone łóżko, otwarte okna i… gdzie jest wazon z białymi różami? Gdzie jest Constance?!
- W samą porę. - odwróciłem się. To Matt.
- Co się stało z Constance?! Gdzie ona jest?! - niemalże krzyczałem.
- W domu.
- Wybudziła się?! - oczy prawie wyszły mi na wierzch. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom!
Uśmiechnął się smutno.
- Opowiem Ci po drodze.
***


Echo stawianych kroków rozniosło się po korytarzu. Jeden z dwojga mężczyzn rozmawiających na samym jego końcu obrócił się w oddali dostrzegając postać w białym, lekarskim fartuchu, który nijak kontrastował z brudną bielą ścian korytarza.
- Dzień dobry, doktorze Stone.
- Dla mnie średni, ale jak pan uważa, panie Jackson - zwrócił się do Matt ’a - Znaleźliśmy odpowiednią osobę do opieki nad pańską siostrą - zmroził wzrokiem Michaela - Omówimy to w gabinecie, proszę za mną.
Znów dało się usłyszeć echo ciężkich, oddalających się kroków.
Matt skinął głową.
- Zaraz wrócę.
* * *
Nie siedzieli bezczynnie w ciszy, jakby lekarz miał za chwilę ogłosić osobie siedzącej naprzeciwko, że jego rodzina zmalała o jednego członka. Doktor Stone zawsze był konkretny.
- Potrzebowaliśmy wykwalifikowanej pielęgniarki. Osoby ze zdrowym podejściem do naszego pacjenta. Rozumie pan, chorej należy zapewnić odpowiednią opiekę. Do takiej osoby zwracamy się łagodnie, niczym matka do niemowlaka. Traktujemy ją jak w pełni przytomną. Komplementujemy, dowartościowujemy, żadnych poleceń i ostrego tonu. Nadąża pan?
Potwierdził skinieniem głowy.
- Doktorze, słyszałem o muzykoterapii, czy…?
- Proszę sie nie przejmować. Wszystkim się zajmiemy - uciął - Najlepiej by pan zrobił przyjeżdżając jutro. Do widzenia.
* * *
Michael siedział sam tocząc wojnę z własnymi myślami kłębiącymi się w jego głowie. Naprzeciwko wisiał plakat krzyczący do pacjentów o to, by robili profilaktyczne badania, Michael mógłby wyrecytować całą jego treść z pamięci. Próbował się uspokoić. Oparłszy głowę o ścianę splótł dłonie i w takiej pozycji, która (jak miał nadzieję) miała przynieść spokój i odprężenie, czekał. Czekał na wyjaśnienia.
Tym razem nie usłyszał ciężkich kroków, jakby osoba stąpająca po owej powierzchni niosła na barkach wielki ciężar życia. Matt usiadł koło niego bez słowa. Cisza.
- Co się dzieje? - wszystkie składne zdania, pytania, żal i przemowa wyleciały mu z głowy - Dlaczego powiedziałeś, że Constance jest w domu?
Matt spuścił głowę.
- Dlaczego? Dlatego, że tak bardzo za nią tęsknię. Kiedy przekraczam próg mojego pustego domu mam wrażenie, jakbym już na wstępie słyszał riffy gitarowe, solo na perkusji i wycie kapel rockowych - idoli Constance. Potem widzę ją patrzącą na mnie z łobuzerskim uśmiechem i błyskiem w oku. Tymczasem zastaje mnie przenikliwa cisza. - długa pauza - Dlatego zapytałem doktora Stone ‘a o to, czy Constance mogłaby… - głośno westchnął - czy mogłaby wrócić do domu. Jak się okazało, to wszystko nie jest takie proste - moja siostra potrzebuje wykwalifikowanej pielęgniarki, rozumiesz, o co chodzi? Udało im się zatrudnić tę kobietę, ale nadal utrzymują, iż moja siostra musi zostać w szpitalu - przetarł dłońmi twarz; wyglądał jak typowy, czekający w korytarzu budynku, z którego część przybyłych wychodziła w stanie niebiańskiego zdrowia, a druga miała nigdy już nie ujrzeć światła dziennego, człowiek, który myśli, że to akurat spośród wszystkich ludzi w niewiadomym stanie bliskiej mu osobie się poszczęści i będzie żyła - siedział w rozkroku ze spuszczoną głową, raz po raz wzdychając, składając ręce jak do modlitwy i przecierając twarz dłońmi. Jakby to wszystko miało pomóc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MJfanka1




Dołączył: 08 Lip 2011
Posty: 169
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland

PostWysłany: Sob 18:01, 09 Lip 2011    Temat postu:

Bardzo mi się podobają Twoje historie. Też piszę historię o Michaelu, ale tak bardziej w kontekście "Love Story". Nie potrafię jednak pisać tak jak Ty.Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MissAnlee




Dołączył: 28 Cze 2011
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:29, 13 Lip 2011    Temat postu:

To co piszesz jest niesamowite...nie wiem czemu,ale w momencie pierwszego monologu Michaela zachciało mi się płakać,niespodziewanie ścisnęło mnie za serce.Chyba podświadomie tak bardzo pragnęłam aby ta dziewczyna obudziła się po wysłuchaniu go.
Mam nadzieję,że jeszcze to nie jest koniec i że napiszesz coś więcej...Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mjworld.fora.pl Strona Główna -> Literacka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin